Tą notke postanowiłem napisać ze względu na wspomnienia... Wspomnienia niezbyt miłe ale jednak wposmnienia. otóż jak pewnie niktórzy z was wiedzą 2 lata temu zostałem okradziony. Byłem w pierwszej klasie liceum, no i straciłem troche kasy na tym do mi zawinięto. Wtedy byłem młodszy niż jestem teraz co wiadomo, od tamtej pory nie mogę o tym zapomnieć, non stop o tym myśle. Zaraz po tym zdarzeniu nie chciałem wychodzić z domu, bałem się, bałem, że to się powtórzy, dlaczego? Nie tylko dlatego, że strace jakieś rzeczy materialne, ale że coś mi się stanie. Ten dzień w którym straciłem prawie 1000 zl. był słonecznym dniem, to był marzec. Nic nie zapowiadolo takiego zdarzenia... zauważyłem 2 kolesi, którzy wsiadali za mną do autobusu i wysiedli na tym samym przystanku co ja. A ponieważ rzucili mi się w oczy to postanowiłem zrobić coś, żeby byli przede mną, a nie za mną. Udałem, że sznuruje buty zaraz koło przystanku gdzie było sporo osób. Oni poszli przodem... ja zwolniłem troche, żeby się oddalili, niestety, poszli w tym samym kierunku, co ja miałem iść. Oczywiście nie zmieniłem trasy bo nawet nie sądziłem, że może się coś takiego zdarzyć... Ide sobie do domciu, odpaliłem szluga i tak sobie ide.... oni skręcili w jakąś uliczkę więc ja zadowolony ide sobie spokojnie... gdy doszedłem do tej uliczki patrze a oni wychodzą było ich 2... mieli ok 19-20 lat. Ja załamany.... myśle no to pięknie, już po mnie.... podeszli do mnie prawy prosty od jednego i mnie zamroczylo. Nie wiedziałem co robić.... nie miałem najmniejszych szans. Przeszukali mi cały plecak, wawinęli mi discmana, buty i srebrny łańcuszek, poczym mi powiedzieli: "uważaj do kogo fikasz bo następnym razem dostaniesz wpierdol".... oczywiście ja tych kolesi nie znałem, oni nie znali mnie, tylko zapuścili taką ściemę, ale to mi jednak na poczatku nie dało spokoju, myślałem.... co ja takiego komuś zrobiłem... ale nikt mi nie przychodził do głowy. Od tego zdarzenia non stop jak ide sam myśle o tym, non stop odwracałem się za siebie, patrzyłem, czy nikt nie idzie. Poprostu padłem, padłem na kolana, moja psychika poprostu nie była w stanie tego wytrzymać... Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, nic ze sobą nie brałem do szkoły, nic co byłoby cenne. Ale to i tak mnie nie uspokajało. Rok minał a ja nadal ze strachem w oczach... jeśli szedłem ze znajomymi to wiadomo, tego strachu nie było, albo był niewielki... ale jak byłem sam to poprostu było przerażające. Mimo wszystko uważam, że ten strach raz mi uratował życie, wracałem z qmplem ze szkoły, to było rok temu. Podjechalismy sobie jeden przystanek autobusem wysiedliśmy z niego i skierowalismy się do świateł. Kątem oka zobaczyłem 2 kolesi wysiadających z autobusu ostatnimi drzwiami. Nic nie mówiłem... obserwowałem(zreszta jak zawsze - wsiadam do autobusu i patrze który osobnik wygląda na groźnego i obserwuje jego zachowanie, gdzie spogląda gdzie wysiada idt.)Podjechał nasz Autobus i wraz z qmplem do niego wsiedliśmy. Ci kolesie też do niego wsiedli....postanowiłem powiedzieć o moich obawach, stwierdziłem, ze wysiądziemy przystanek dalej, bo tam jest dużo ludzi i będzie łatwiej cokolwiek zrobić, ale on uparł się że wysiądziemy normalnie(jechalismy do mnie). Wysiadamy na przystanku ostatnimi drzwiami, tamci środkowymi... to ściema, ie zobaczyć rokład jazdy, minałem ich zerknąłem przez ramie i obserwuje autobus, moj kolega stoi kolo mnie.... zauwazyłem, że jeden z tych 2 odwrócił się i zmierzył nas wzrokiem. W tym momencie słyszałem sygnał oznaczający zamykanie się drzwi od autobusu, szybka reakcja, jedziemy dalej... zdąrzyliśmy.... Nie wem co tamci dalej zrobili, poprostu pojechaliśmy przystanek dalej. Cieszę się, że postapiłem tak jak postąpiłem. Może nie było to konieczne, ale mi wydawało się podejrzane.
Jednak troche czasu od tamtej pory minęło, potrochu dochodze do siebie. Troche poćwiczyłem, podniosłem się na duchu, staram się wierzyć w siebie, udowadniam sobie, że w pewnych sprawach jestem bardzo dobry. Teraz juz nie oglądam się tak za siebie, jak już to w poszukiwaniu autobusu; jedak gdy widzę kolesi zaciskam pięści w kieszeni i ide dalej. Idę majac nadzieję,, że nie będę musiał ich urzywać. Poćwiczyłem troche i teraz jestem pewniejszy siebie, zdecydowanie pewniejszy, juz nie myśle o tym, że coś mi się stanie, myśle o tym, że jak by coś to ten mój przeciwnik nie może z tego wyjśc cało. To moze troche brutalne, ale cóż... wole myśleć tak niż jakbym miał się bać do końca życia.
Kiedyś się zastanawiałem, co takiego dzieje się w człowieku, jeśli przydarzy mu się jakieś nieszczęście: będzie miał wypadek samochodowy, pobiją go, okradną... teraz wiem.... że tego tak łatwo się nie zwalczy... żyje z tym codziennie.... starm się o tym nie myśleć, ale tego nie potrafie uniknąć... ale już jest zdecydowanie lepiej.
Pozdro @LL