Komentarze: 2
Mój dzień zaczął się nietypowo jak na wolny dzień od szkoły. Wstałem o godzinie 8. Było to spowodowane tym, że jechałem z tatą do roboty zeby mu pomóc. Praca nie byla łatwa ale było całkiem śmiesznie. Wszystko to działo sie wśród "pingwinów" (potoczna nazwa na siostry zakonne). Mój strój był nieco dziwny. Byłem ubrany w "kombinezon" ( gdyż nie miałem ciuchów do takiej pracy) od taty białego kolorku, do tego biała czapka niczym z lat 60 no i maseczka ochronna. Wyglądało to conajmniej śmiesznie. Moim zadaniem było wyruwnanie masy szpachlowaej na ścianach. Musze przyznac że nie malo pyłu z tego powstawało i co 30 minutek chodziłem do łazienki zeby się umyć gdyż moja twarz i rece były CAŁEEE białe niczym mleko. Miejsce w którym pracowaliśmy to przedszkole katolickie. Nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie to że sam do niego niegdys uczęszczałem. Wywołało to mnóstwo wspomień o których nie będę tutaj wspominał. O godzinie 14 byl obiadzik z którego z chęcią skorzystałem(jestem wiecznym głodomorem). Po obiadziku znów do pracy. Gdy skończyłem 1-sze zlecone mi zadanie dostałem następne. Było to wstępne malowanie ścian(nienawidze malowania). Zajęło mi to ok. 1 godzinki. Mój tata w tym czasie kładł glazure (dla niewtajemniczonych płytki ścienne urzywane przewaznie w łazienkach, kuchniach). Pod koniec dnia juz koło godzinki 19 zacząłem myć wszystkie narzędzia itp. zapowiadał sie koniec pracy. No ale musiałem czekać jeszcze na ojca gdyż nie skończył swojej roboty. I tak czekałem do 20. Naszczęście nie dał mi nastepnego zlecenia więc sobie spokojnie czekałem. W domku byłem ok godzinki 21.
Tak wygladał mój dzionek który nie należy do "łatwiejszych" wolnych dni. W domku się umyłem zazdwoniłem do 2 osóbek i teri zamierzam kłaść się spa gdyż... jutro ten sam koszmar. No to kończe swje dzisiejsze relacje z kolejnego dnia w życiu Kamilka